środa, 21 marca 2012

Matko bosko dartersko...(czyli emocje i Chizzy's)

...za dwa dni turniej...!!!
I co? i d... blada...
Pominę to, że mało wchodzi tonów, ale masakra ze skupieniem, z grupowaniem... Wydaje się człowiekowi, że rzuca każdą lotkę w T20 tak samo, ale lotkom wydaje się inaczej... I kombinuję, i zmieniam barel co 50 rund, i zmieniam lekko uchwyt i lipa... Koniec końców, zostaję przy Peckerach, ale blado widzę siebie w grupie; nic nowego... Potem jeszcze tylko złe emocje przy tarczy i 70pkt. (czy ileś tam) do rankingu - bez walki. Najbardziej wkurzy mnie, gdy odpadnę po zajeniefajnej, słabej grze...

Wielkie emocje (i adrenalina) przy tarczy, ostatnio, niestety nie dotyczą mnie za bardzo (tzn. dotyczą, ale tylko gdy kłuję bardzo słabo - w takich sytuacjach to tylko takie tępe wkurzenie i beton i dramat...). Samo podejście do meczu na fajnym turnieju nie robi już na mnie takiego wrażenia jak kiedyś (kiedyś = ok. 2 lata nazad). No, bo koniec końców, gram z tarczą - tutaj nie muszę być silniejszy fizycznie od gościa z obwodem bicka 2xwiększym niż mój... Podchodzę zatem do spotkania spokojnie, nieważne z kim mam grać. I to nie tak, że jakoś olewczo nastawiam się do gry, tylko staram się myśleć, że to tylko kolejny mecz, kolejny leg, kolejna runda, których w ub. tygodniu walnąłem grube dziesiątki (oczywiście, gdy gram w turnieju lokalnym, czy sparuję, to mam odczucia nieco inne, może nawet zbyt luźne...). Staram się skupić tylko na lotce i ramieniu i, jak tylko się da, wyłączyć z odbioru sygnałów płynących z otoczenia (muza, hałas, okrzyki przy tarczy obok, itp.). Jeżeli dzidy latają fajnie, to OK (nawet, gdy rywal jest dużo lepszy i gładko wygrywa - są poziomy i POZIOMY). Już się trochę postarałem, by nie za bardzo werbalnie dawać upust nerwom po spieprzonej rundzie, zatem duszę złe emocje w sobie - co, przynajmniej, nie za bardzo psuje atmosferę przy tarczy:) Nietrafiane dable, czy wystawki, powodują dużo złych emocji, z którymi nie za bardzo daję sobie radę. Zazwyczaj skupienie 'wzmacniam' gapieniem się na pióra i układaniem ich w palcach w określony sposób, nie patrząc nawet na to, co rzuca przeciwnik. A zresztą, nie za bardzo patrzę na to, co rzuca, nawet gdy idzie mi dobrze. Każdy ma jakiś sposób koncentracji, a mój jest właśnie taki. Ale, gdy idzie naprawdę źle, to już niewiele pomaga i zła energia wzrasta o jakieś 2MJ a koncentracja pryska... W takich sytuacjach, do ognia mojego wkur...nia dolewają oliwy znajomi, którzy myślą, że pomogą w czymkolwiek pokrzykując: "spokój-spokojnie" albo: "teraz!!!"... To w niczym mi nie pomaga (i o jakim tu spokoju można mówić, gdy we mnie buzuje na maksa!!!?), a wręcz - przeszkadza...I już jestem ugotowany. A najgorzej jest, gdy tracę wiarę w zwycięstwo w legu (przy mojej obiektywnie beznadziejnej grze) - tu już nie ma szans...

No dobra, pomarudziłem co moje, więc kilka słów o Chisnall'ach, które zawitały do mnie jakiś tydzień temu:). Na fotce z A180Darts wyglądają na nieco jaśniejsze i bardziej błyszczące (chodzi o "złotą" część barela; w rzeczywistości jest ciemniejsza i bardziej  matowa). Ale są naprawdę śliczne, a samo wykonanie bardzo dokładne. Grip może się wydawać na niezbyt mocny (i taki mi się wydawał), ale to złudzenie. Krawędzie nacięć nie są w najmniejszym stopniu łagodne - są bardzo wyraźnie zaznaczone, powiedziałbym, "na ostro" gdyby nie to, że są frezowane pod kątem prostym:) Przypomina mi to nieco frezowanie w Unicornach (które jest dla mnie po prostu ideałem; nie mam na myśli żadnego micro gripa czy purista - po prostu proste frezy), albo w Lloydach (Pure darts) Targeta. Czyli tak, że widzę na fotce niby nieznaczący frez i wyobrażam sobie słabe trzymanie na nim, ale w ręce okazuje się to prawie żyletą. Do tego dodam, że i tungsten srebrny i złoty tytan dają (w gładkich fragmentach) bardzo fajną przyczepność paluszkom, co spotkałem tylko w Sigmie Unicorna. Środek ciężkości położony w środku barela (bez szafta). Grot długości 28mm. Mimo tego, że nie trzymam palców na grocie, to faktycznie prawdą jest to, co piszą na stronie: jest niezła przyczepność palca do grota. Nie rzucałem nimi długo, bo przed PO nie za bardzo chciałem (jeszcze bardziej) kombinować, ale przed Krakowem na pewno poświęcę im cały dzień albo dwa.

To tyle pisaniny; walnę jeszcze kilka setów z kompem, a jutro rano do Polic - na ciężkie prace fizyczne:) ...byle tylko nie uszkodzić prawej dłoni...:) - Chociaż, w moim przypadku, niewiele by to, pewnie, zmieniło:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz